Iza Błajda: w Polonii widzę swoją przyszłość

Podczas pierwszego meczu na Konwiktorskiej byłam przerażona. Przegrałyśmy wtedy jednym punktem. Weszłam w trzeciej kwarcie. Już na początku kiedy była prezentacja zespołów usłyszałam kibiców Polonii krzyczących „Po-lo-nia, Po-lonia…” Skurczyłam się do takich malutkich rozmiarów — wspomina swój pierwszy mecz na K6 Iza Błajda, od tego sezonu jedna z podstawowych koszykarek Czarnych Koszul. O pierwszym kontakcie z Konwiktorską, marzeniach, hierarchii w drużynie i atmosferze w klubie opowiada w rozmowie z Profesorem Ciekawskim jedna z najmłodszych zawodniczek SKK Polonia Warszawa.

Opowiedz o początkach swojej kariery koszykarskiej. Skąd się wziął pomysł gry w koszykówkę? Czy, jak to się często zdarza, były jakieś rodzinne tradycje?
Absolutnie żadnych tradycji. Byłam jedynym sportowcem w rodzinie. Zaczęło się trochę przypadkiem. Do szkoły przyszła młoda trenerka i wszystkie moje koleżanki poszły do niej na pierwszy trening koszykówki. A ja nie. Wróciły z treningu i wszystkie mówiły „ale było super, ale super”. Więc ja też poszłam i się po prostu zakochałam.

Tak od pierwszego wejrzenia?
Tak. Od pierwszego wejrzenia.

A co na to rodzice? Jak zareagowali? Nie bali się, że np., koszykówka Cię będzie od nauki odciągać?
Nie chciało im się wozić mnie na treningi. Ale jak już się okazało, że mi się to podoba, to zaczęli mnie w tej pasji wspierać. To wszystko zaczęło się w podstawówce w Gołkowie koło Piaseczna i tam grałam do końca gimnazjum. Następnie poszłam do liceum w Warszawie, ale cały czas grałam w tej samej drużynie. Dostałam propozycję od trenera Cegłowskiego gry w drużynie Politechniki Warszawskiej. Zapowiadało się bardzo ciekawie, ale okazało się, że grałam albo 3-4 minuty w meczu albo wcale. To już była II liga seniorów.

To znaczy, że pewnie grałaś w meczach z SKK Polonia? Jak je wspominasz?
To było straszne. Pamiętam dokładnie ten mecz. Przegrałyśmy wtedy jednym punktem. Weszłam w trzeciej kwarcie. Już na początku kiedy była prezentacja zawodniczek usłyszałam kibiców Polonii krzyczących „Po-lo-nia, Po-lonia…”. To było takie… jejku. Skurczyłam się do takich malutkich rozmiarów i byłam przerażona. Zazdrościłam tego dziewczynom z Polonii, ale jako dla przeciwniczki to było dla mnie straszne. Robiło niesamowite wrażenie. Nie byłam przyzwyczajona do takiego mocnego dopingu. Pierwszy raz się spotkałam z tym, że drużyna przeciwna ma takie wsparcie. A ja nie. To było bardzo ciekawe doświadczenie. Ale teraz jak jestem po drugiej stronie, to czuję się z tym świetnie.

A skąd się wzięłaś w Polonii? Czy to, że wtedy usłyszałaś głośnych kibiców miało znaczenie dla tego by przyjść do Polonii w tym roku?
Od Dominika [trenera drugiej drużyny SKK Polonia] dowiedziałam się o treningu naborowym w Polonii i bardzo się ucieszyłam. Sytuacja była o tyle skomplikowana, że mówiono, że od tego, czy ja zostanę w Piasecznie, zależy czy zostanie drużyna w Piasecznie.

To znaczy, że gdybyś nie przyszła do Polonii to drużyna w Piasecznie nie wycofałaby się z rozgrywek?
Tak uważały moje koleżanki z drużyny. Ale nie wiem czy tak by faktycznie było, bo nas i tak było bardzo mało. Było nas w klubie może 11, ale na treningi przychodziło np. 5. Dziewczyny były w liceum, miały swoje różne plany. W każdym razie ja uznałam, że w Polonii widzę swoją przyszłość, chciałam zrobić krok dalej w swojej koszykarskiej karierze. Początkowo byłam chyba przewidziana do gry w drugiej drużynie.

Ale chyba już na treningach musiało się okazać, że będzie inaczej? Bo już w pierwszym meczu ligowym, w Gdańsku, wyszłaś w pierwszej piątce.
Tak. Po treningach przygotowawczych na Kole trenerka zabrała mnie na turniej przed sezonem w Głownie. I tam w pierwszym meczu byłam rezerwową, ale w drugim meczu wyszłam już w pierwszej piątce. I tak zostało.

Jesteś zdecydowanie najmłodsza w pierwszej piątce. Zazwyczaj jesteś też najmłodsza w całej meczowej dziesiątce czy dwunastce. Czy to jakoś odczuwasz? Jak układają się relacje z koleżankami? Kiedyś bywało tak, że najmłodsza nosiła piłki na treningach, ale czasy się chyba trochę zmieniły.…
Jeżeli chodzi o grę to różnica polega na doświadczeniu. W wielu sytuacjach wolę oddać im piłkę, bo wiem, że mają większe doświadczenie, więcej widziały, więcej grały i będą umiały lepiej rozegrać akcję. I ja to szanuję, wiem, że tak jest. Jest hierarchia i ja to akceptuję w 100%. Tak musi być. Ale poza boiskiem, kiedy się spotykamy w szatni czy poza szatnią, to tej różnicy wieku nie czuję.

Jakie są Twoje dalsze plany? Co byś chciała osiągnąć w koszykówce?
Już od dziecka chciałam grać w WNBA, ale to marzenie może być trudne do spełnienia. Jednak gdybym za kilka lat zagrała w ekstraklasie to byłabym zadowolona.

Fajnie by było gdyby to się zdarzyło w Polonii, może za jakieś 2-3 lata…
Obecnie to jest chyba moje największe marzenie. W Warszawie mam rodzinę, przyjaciół, tu chcę iść na uczelnię. Nie chciałabym się przeprowadzać do innego miasta. A poza tym atmosfera w Polonii jest niesamowita. Uwielbiam ją. Przyznam się do czegoś, może mnie trenerka nie zabije. Czasami jestem rozkojarzona, przez atmosferę, jaka panuje na hali. Skupiam się czasem bardziej na kibicach niż na tym, co się dzieje na dole.

Ojej, a ja myślałem, że my pomagamy, a nie przeszkadzamy w grze…
To absolutnie pomaga. Ale kiedy trenerka bierze czas i nagle coś się dzieje na trybunach, są jakieś flagi i śpiewy, to nie mogę się powstrzymać, by tam nie zerkać. Nie da się. Bo to jest fenomenalne. To też ma spory wpływ na to, że tu właśnie bym chciała grać.

Czy koszykówka to tylko hobby czy myślisz o niej jako o swoim zawodzie na ileś lat?
Chciałabym myśleć jako o zawodzie. Oczywiście zdaję sobie sprawę, ze w Polsce na ogół nie można się utrzymać wyłącznie z koszykówki, coś trzeba poza tym robić.

Podam teraz kilka niedokończonych zdań i będę prosił byś je dokończyła posługując się swoim pierwszym skojarzeniem. Moją najsilniejszą stroną jako koszykarki jest…
… zaangażowanie, walka.

Moją najsłabszą stroną jako koszykarki jest…
… rzuty.

W Polonii najbardziej lubię…
… atmosferę. W drużynie, relacje z kibicami. To, że jesteśmy zżyte. To jest to, co tutaj uwielbiam.

W wolnym czasie najbardziej lubię….
… iść na boisko. Zwłaszcza jak jest ciepło i przy okazji spotkać się wtedy ze znajomymi. Albo położyć się w domu, cały dzień leżeć i czytać książki. Tak chociaż raz w miesiącu.

A w takim razie jaka jest Twoja ulubiona książka?
„Zaginiony symbol”.

Jak ukończę naukę to chciałabym dalej…
… grać w koszykówkę, iść na studia. Po studiach znaleźć pracę, w której będę się spełniać. Jeśli się uda to grać najpierw w ekstraklasie.

W życiu najbardziej cenię…
…przyjaciół. Ludzi, którzy są dla mnie dobrzy, na których mogę liczyć, a oni mogą liczyć na mnie.

Ulubiona muzyka, ulubiony wykonawca to…
Nie mam pojęcia. To najgorsze pytanie jakie mogłam dostać, bo jestem pod tym względem bardzo rozchwiana. Wszystko zależy od nastroju.

Ulubiony film…
„Miłość i koszykówka”. „Coach Carter”. I „Nietykalni”, to jest genialny film.

Wróćmy jeszcze do koszykówki. Byłem na treningu noworocznym i widziałem, ze trafiałaś do kosza różne trudne rzuty, z niewygodnych pozycji. Dlaczego to jest tak, że na treningu się łatwiej rzuca niż w meczu?
Jest łatwiej, bo nie ma takiej presji, bo się zna koleżanki, wiem jak się zachowają w obronie. A w czasie meczu ciągle mam jeszcze taką blokadę w głowie. Że to pierwsza liga… mniej wchodzę na kosz, trochę się boję, zawodniczki są lepsze, to mnie trochę blokuje.

W meczach tego sezonu zdobywałaś po kilka punktów, raz nawet 11. A potem przyszły cztery mecze pod rząd bez punktu. W ostatnim meczu w Gdańsku rzuciłaś cztery punkty, może to przełamanie? Ale w Gdańsku był też bardzo nieudany rzut osobisty. Czy to był stres, strach, zablokowanie po tych kilku meczach bez punktów?
Ja generalnie się bardzo stresuję przy rzutach wolnych. Wiem, że mój rzut nie jest idealny, a to jest taki rzut, który po prostu trzeba trafić. I dlatego to jest bardziej stresujące niż jakikolwiek rzut sytuacyjny.

Obserwując nasze mecze ligowe okiem laika-kibica zauważam, że stopniowo macie coraz bardziej urozmaicone zagrywki, ciekawsze akcje…
Raczej gramy od początku to samo, tylko nam to coraz lepiej wychodzi. Jesteśmy coraz bardziej zgrane i to coraz ładniej wygląda. Mniej indywidualnych akcji, więcej wyprowadzania na czyste pozycje rzutowe. Ostatni mecz na Konwiktorskiej – z Pabianicami – bardzo dobrze nam się grało. Wszystko wychodziło, przyjemnie się grało i chyba tez przyjemnie patrzyło na grę.

Było z tego meczu kilka krótkich relacji w telewizji. I co miłe, głównie mówiono i pokazywano Waszą grę, ale zauważono też kibiców.
Ostatnio na kibiców sporo osób zwraca uwagę. Jak się rozmawia z trenerami czy zawodniczkami z innych drużyn, to oni o tym mówią i to doceniają. Ciężko się innym zespołom gra w naszej hali. Ja to rozumiem, bo pamiętam jak przyjechałam rok temu na mecz z Politechniką. I z tego chyba w dużym stopniu wynika, że u siebie mamy bardzo ładny bilans, a na wyjazdach idzie gorzej. Do tego dochodzi jeszcze też zmęczenie po podróży.

Czy wiesz coś o drużynach, z którymi mamy się zmierzyć? Jakie wyniki uznasz za satysfakcjonujące?
Wiem o nich bardzo mało, tylko tyle co mogłam się dowiedzieć ze statystyk albo od koleżanek. Oczywiście najbardziej chciałabym wygrać wszystkie mecze, ale jeśli uda nam się pokonać wszystkie drużyny od 4 miejsca w dół to będę zadowolona.

Iza, bardzo dziękuję za ciekawą rozmowę. Życzę Tobie i całej drużynie więcej meczów takich jak z Pabianicami, a nawet jeszcze lepszych. I spełnienia marzenia o grze w ekstraklasie. Z Polonią. No i udanej studniówki za kilka dni!