Na początku nie wiedziałam, że będę grała w pierwszej drużynie. Prawie w ostatniej chwili dowiedziałam się, że mam jechać na turniej przedsezonowy w Głownie. A potem na pierwszy mecz ligowy do Gdańska. Na początku nie znałam większości dziewczyn, nie miałam więc pojęcia, jak to będzie funkcjonować. Sporo czasu nam zajęło zgranie, każda była z innej planety. Teraz świetne jest to, że się dobrze rozumiemy. Spędzamy ze sobą dużo czasu poza boiskiem – tak swoją rolę w zespole Polonii od początku sezonu widzi wpierw grająca krótkie fragmenty, a z czasem pierwsza rezerwowa wchodząca z ławki Anna Maria Kolasińska. “Conni” w rozmowie z Profesorem Ciekawskim dzieli się swoimi wrażeniami z dotychczasowego pobytu w Warszawie, a także opowiada o swoich mocnych i słabych stronach, koszykarskim makijażu i chodzeniu po drzewach.
Przygotowując się do rozmowy, zajrzałem na stronę PZKosza, by sprawdzić przebieg Twojej wcześniejszej kariery, a tam pusto. Ale gdzieś przecież wcześniej grałaś?
Tak, grałam w SMS Bydgoszcz w 1. Lidze. To było kilka lat temu i wtedy jeszcze PZKosz nie podawał na swojej stronie wszystkich statystyk. To było chyba pięć lat temu. A potem musiałam zrobić przerwę ze względu na kłopoty zdrowotne. Ale koszykówka ciągle gdzieś w mojej głowie tkwiła, choć grałam tylko rekreacyjnie. I nagle po pięciu latach coś mnie tknęło, by do poważnego grania w koszykówkę wrócić.
I jak Cię tak tknęło, to co zrobiłaś?
Miałam plan by przeprowadzić się do Warszawy po studiach, które w zeszłym roku skończyłam w Bydgoszczy. I poszukać pracy tutaj.
A jakie studia skończyłaś?
Pedagogikę o specjalności resocjalizacja.
Wróćmy do spraw sportowych. Co było dalej?
Trafiłam informację o treningu naborowym Polonii, o poszukiwaniu dziewczyn do drużyn pierwszej i drugiej ligi. Pomyślałam, że niewiele ryzykuję. Nikt mnie tam nie zna, jeśli wypadnę źle to po prostu wrócę i nikt mnie nie zapamięta. Ale udało się, czym byłam zaskoczona, bo na treningu pojawiło się chyba więcej niż czterdzieści dziewczyn. Zdziwiłam się, że trenerka mnie zauważyła i wybrała do drużyny. Potem był sezon przygotowawczy, w którym był duży „przemiał” zawodniczek – różne dziewczyny się pojawiały i znikały. A ja przyjechałam do Warszawy i systematycznie przychodziłam na wszystkie treningi.
Czego się spodziewałaś? Że trafisz do pierwszej piątki, czy może na ławkę w pierwszym zespole? A może raczej że znajdziesz się w zespole rezerw?
Szczerze mówiąc celowałam w drugą drużynę. Nie mam świetnych warunków fizycznych i nie spodziewałam się, że ktoś mnie będzie widział w drużynie pierwszoligowej.
Ja się jednak trochę przygotowałem do rozmowy. Przejrzałem statystyki Twoich meczów. Na początku rozgrywek grałaś mało, po kilka minut. A potem było tych minut coraz więcej. W pierwszej kolejce zagrałaś raptem 6 minut. Pierwszy raz przekroczyłaś 10 minut w 5. kolejce, a 20 minut w 11. kolejce. W pierwszych czterech meczach grałaś średnio po 8 minut, w kolejnych czterech już po 13 minut, a potem najczęściej 16-18 minut. Jak sama odebrałaś tę zmianę? Trenerka bardziej Cię doceniła, zauważyła, czy może to Ty zrobiłaś taki postęp?
Myślę, że i jedno i drugie. Miałam pięć lat przerwy. Grałam w lidze akademickiej w tym czasie, ale to jest zupełnie inny poziom. Trenerka nie bardzo miała skąd zaczerpnąć informacji. A i ja też stopniowo budowałam pewność siebie na boisku. Zaufanie jakie okazuje mi trenerka jest dla mnie dużym wyróżnieniem. Jestem teraz zazwyczaj pierwszą rezerwową wchodzącą z ławki w trakcie meczu.
Urodziłaś się w Bydgoszczy i całe wcześniejsze życie spędziłaś w tym mieście. Skąd pomysł by przeprowadzić się do Warszawy?
Mam tu rodzinę, często tu przyjeżdżałam i lubiłam Warszawę. Podobało mi się, że ludzie mają tu swoje życie i nie wtrącają się w sprawy innych.
A w Bydgoszczy się wtrącają? Przecież to też jest spore miasto.
Tak, ale jednak każdy każdego zna i Bydgoszcz ma trochę cech małego miasteczka.
Teraz po pół roku nadal Warszawa Ci się podoba? A jeśli tak, to co konkretnie jest takie fajne?
Tak, jak najbardziej mi się podoba. Że jest tu tak dużo możliwości. Zarówno jeśli chodzi o pracę jak i o spędzanie wolnego czasu. W Bydgoszczy coś się powoli zmienia, ale to zupełnie inna skala. Bydgoszcz zawsze porównywała się z Toruniem i do niedawna, jeśli chodzi o życie kulturalne, wypadała dużo gorzej. Teraz to się zmienia na lepsze, ale do Warszawy dużo brakuje.
A jak grałaś w lidze akademickiej z drużynami z Torunia to dla Ciebie jako Bydgoszczanki to był jakiś szczególny dreszczyk emocji?
Nie odczuwałem tego w ten sposób. W zespołach z Torunia grały moje koleżanki, było zawsze sporo śmiechu, żartów, ale lubiłyśmy się.
Cofnijmy się do początku – zadam Ci teraz pytanie, które zadawałem w wywiadach każdej z naszych zawodniczek. Skąd się wziął pomysł by grać w koszykówkę?
Właściwie nie miałam takiego pomysłu. W IV klasie szkoły podstawowej uczęszczałam na zajęcia sportowe, głównie lekkoatletyczne. Wcześniej rodzice mnie i brata zapisali na judo. Potem trochę jeździłam konno. Pewnego dnia na treningu pojawił się przystojny pan, dał nam piłki i kazał rzucać do kosza. Potem zrobił selekcję i zaproponował niektórym z nas pójście do klasy sportowej o profilu koszykarskim.
A ten przystojny mężczyzna został twoim trenerem?
Tak, był trenerem aż do gimnazjum. Ale po jakimś czasie z przyczyn rodzinnych musiał zrezygnować. Przejął nas wtedy inny trener.
Już nie tak przystojny? Co za pech!
No nie da się ukryć, nie był tak przystojny. Ale obu zawdzięczam bardzo wiele. Pierwszemu przede wszystkim to, że bardzo się starał o dobrą atmosferę w zespole. Był gotów poświęcić nawet trening, żeby przegadać nasze problemy. A te problemy w tym wieku były przedziwne, że na przykład jedna drugiej nie pożyczyła ołówka. A trener potrafił cierpliwie z nami o tym rozmawiać.
Dopytuję o te początki, bo jest taki stereotyp, ze dziewczyny to rzadko lubią sport. To jak było w Twoim środowisku? Byłaś trochę postrzegana jako dziwadło, czy w Twoim otoczeniu wszystkie byłyście sportsmenkami?
Byłam dziwadłem. Na ogół miałam dużo więcej kolegów niż koleżanek. Trochę przez to, że mam starszego brata, więc jego koledzy byli moimi kolegami. Z nimi spędzałam więcej czasu niż z koleżankami. Byłam trochę dziwadłem, lubiłam chodzić po drzewach, bawić się z kolegami na podwórku.
Starszy brat to też sportowiec?
Przez jakiś czas trenował piłkę nożną w Zawiszy, ale już dość dawno zrezygnował.
Wiem już skąd koszykówka, skąd się wzięłaś w Polonii. Ale nie wiem skąd Twoje przezwisko? Koni – to dość zaskakujące. Przyniosłaś je z Bydgoszczy?
Tak, jeszcze z podstawówki. To się wzięło z jakiejś dziecinnej zabawy w przestawianie liter w nazwisku. Ktoś kiedyś to wymyślił i tak już zostało. Ale to się inaczej pisze, nie „Koni”, a „Conni” [To dziwne, bo w nazwisku nie ma litery „C”, ale kto tam zrozumie logikę dziecięcych zabaw. Rozmówczyni przedstawiła wyjaśnienie i tej zagadki, ale to już było bardzo skomplikowane i nie podejmuję się przelać tego na papier/ web-site – przyp. P.C.]. O ile to w ogóle istotne.
Oczywiście, bardzo istotne, brzmi bardzo dostojnie. Chyba musiało ci się spodobać skoro przywiozłaś je do Warszawy. Jak rozumiem musiałaś o nim powiedzieć dziewczynom, bo skąd by wiedziały?
Nie do końca było tak, że mówiłam. Monika Maj trenowała kiedyś ze mną w Bydgoszczy i to ona o tym powiedziała.
A jak jechałaś na trening naborowy to wiedziałaś, że Maję też możesz tu spotkać?
Nie miałam pojęcia. Na koniec treningu podejrzałam u trenerki na liście, na samym początku miała napisane: Maja Maj. Jak wróciłam do Bydgoszczy to zadzwoniłam do Moniki zapytać ją, czy to też była w Warszawie na treningu.
Bo Wy się nie spotkałyście na tym treningu? W innym momencie się pojawiłyście.
Tak, ona na ten trening, na którym ja byłam, nie dotarła.
Wracając do gry w obecnym sezonie. Zwłaszcza w pierwszych meczach miałem wrażenie, ze często się boisz rzucać. Że nawet kiedy masz dogodną, czystą pozycję to zamiast rzucać szukasz komu podać. Ale jak się już decydujesz na rzut to często jest on celny.
Chyba faktycznie tak czasem jest. Nie do końca wierzę w swoje umiejętności i często wolę oddać piłkę komuś kto ma pewniejszy rzut. Potrzebuję jeszcze więcej czasu by nabrać pewności siebie.
Skoro nie rzut, to co uważasz za swoją najsilniejszą stronę?
Myślę, że obrona. Mimo niskiego wzrostu udaje mi się pilnować wyższe zawodniczki, by nie zdobywały po 20 punktów. Czasami przy bardzo dużej różnicy wzrostu to jest niemożliwe. Czasem trenerka prosi mnie o przykrycie takiej zawodniczki. Na co mówię, że jestem w stanie odciąć ją od podań, by docierało ich jak najmniej. Ale jak już dostanie i góruje nade mną wzrostem to będzie mogła zrobić niemal co będzie chciała.
A nad czym przede wszystkim powinnaś pracować?
Mogę poprawić jeszcze grę w obronie. Przydałoby się też zdrowie, bo przez kłopoty z kolanem czasem łatwiej mnie trochę minąć, nie zawsze nadążam za przeciwniczką.
Wiem, że miałaś dziś USG kolana. Kiedy się zaczęły te kłopoty?
Jakieś trzy tygodnie temu. Nie jest to poważna kontuzja, ale jednak odczuwam jakieś dolegliwości, które utrudniają mi skuteczną grę. Mogę też poprawić grę w ataku. Cieszę się, że mamy w drużynie Natalię Małaszewską, od której mogę się dużo uczyć.
Ale Natalia czasem na Was pokrzykuje w czasie meczów?
I bardzo dobrze! Ma największe doświadczenie, odwala kawał dobrej roboty. Zresztą nie powiedziałabym, że krzyczy. To nie jest tak, że się kłócimy. Przekazuje nam swoje uwagi, które są bardzo cenne.
Przyszłaś do klubu, który – o czym nie mogłaś wiedzieć – dopiero się wtedy organizował. Co Cię najbardziej w Polonii zaskoczyło?
Przede wszystkim trenerka. Nigdy wcześniej nie miałam trenera – kobiety. Na początku byłam do tego sceptycznie nastawiona, ale z czasem zobaczyłam, że ma to sporo zalet. Potrafi nas lepiej zrozumieć. Ważne jest też jej doświadczenie boiskowe. Kiedy gra z nami na treningach to doświadczenie jest bardzo widoczne. Myślę, że jakby wyszła na boisko to wiele drużyn by miało duży kłopot by ją zatrzymać. No i przeogromnym zaskoczeniem byli kibice. Grałyśmy już z wieloma drużynami, w wielu halach i żaden klub nie ma tylu i takich kibiców. To jest fenomenalne. Do tej pory miałam jednego wiernego kibica – moją mamę. Kibic to jest szósty zawodnik. Kiedy gram, jestem zupełnie skupiona na grze. Nie widzę i nie słyszę niczego poza tym co się dzieje na boisku i tym co woła do mnie trenerka. Ale czuję moc z trybun. Tego, co krzyczą, nie słyszę, ale czuję, że są. I to jest świetne.
Jakich wyników spodziewałaś się na początku sezonu? Po sobie i po całej drużynie?
Na początku nie wiedziałam, że będę grała w pierwszej drużynie. Prawie w ostatniej chwili dowiedziałam się, że mam jechać na turniej przedsezonowy w Głownie. A potem na pierwszy mecz ligowy do Gdańska. Nie czułam się pewnie. I to było widać w pierwszych potyczkach na boisku. A jeśli chodzi o drużynę to przyznam, że nie spodziewałam się, że przyjdzie nam walczyć o utrzymanie. Myślałam, że będzie spokojne miejsce w środku tabeli. Na początku nie znałam większości dziewczyn, nie miałam więc pojęcia, jak to będzie funkcjonować. Sporo czasu nam zajęło zgranie, każda była z innej planety. Teraz świetne jest to, że się dobrze rozumiemy. Spędzamy ze sobą dużo czasu poza boiskiem.
Grałaś też trochę w rezerwach, w drugiej lidze. Tam się gra łatwiej?
No nie do końca. W pierwszej lidze wszystko jest poukładane, a w drugiej lidze trochę brakuje dyscypliny taktycznej. Mniej z dziewczynami z drugiej ligi trenowałam, trudniej było mi się z nimi zgrać.
Pozwól, że zadam pytanie odnoszące się do nieznanej mężczyznom strony przygotowania kobiety – sportowca do meczu. Czy trzeba w jakiś specjalny sposób przygotować makijaż, żeby na przykład nie spłynął tusz do oka razem z potem? Albo czy gra w koszykówkę pozwala na pomalowane paznokcie w czasie meczu, czy lakier do paznokci trzeba jakoś specjalnie chronić?
Nie wiem, nie maluję paznokci, więc to nie jest dobre pytanie do mnie. A co do makijażu – nie widzę tu żadnego problemu. Nie widziałam, żeby któraś dziewczyna zmywała w szatni przed meczem. Wiadomo, że makijaż musi być trochę delikatniejszy, jeśli któraś na przykład kredką maluje oczy, to może jej spłynąć. Ale to nie jest wielki problem. Przed meczem jest zwykły dzień, więc szykujemy się jak na normalny dzień.
Jakie plany dalej? Chciałabyś zostać w Polonii na kolejny sezon?
Chciałabym, jeśli trenerka będzie mnie widziała w zespole. Poza tym chciałabym znaleźć mieszkanie. I znaleźć stałą pracę, bo na razie pracowałam tylko dorywczo.
Dziękuję za rozmowę. Życzę spełnienia planów, o których mówiłaś. Tych sportowych, Polonijnych przede wszystkim. Ale także tych innych, związanych na przykład z pracą, mieszkaniem. A nade wszystko by zdrowie dopisywało, by kolano pozwoliło ci pokazać pełnię umiejętności.